WNIOSKI
Aby pomóc dziecku trudnemu, nie wystarczy osłonić go chwilowo przed ciosami, nie wystarczy ustawić sztucznego parawaniku chroniącego je przed złymi podmuchami w czasie jego pobytu w szkole. Trzeba:
1. Poznać przyczyny niesprzyjających okoliczności, przed którymi intuicyjnie osłania się dziecko.
2. Poznawszy przyczyny, należy w miarę możliwości:
a) usunąć niesprzyjające okoliczności w rodzinie dziecka, w otoczeniu czy szkole. Ale nade wszystko należy we właściwy sposób uświadomić dziecku te przyczyny i zmobilizować je do walki ze złymi nawykami, tj. doprowadzić do aktywnego udziału dziecka, do samowychowania. Właściwości usposobienia dziecka wystąpią najwyraźniej w aktywnym, mającym często zabawową formę i jak najbardziej naturalnym działaniu dziecka, w jego współdziałaniu z grupą, do której należy (mały Bolek na wycieczce wśród dzieci, Wojtuś biorący udział w przedstawieniach i występach);
b) odnaleźć najgorętsze pragnienia dziecka, jego aktualny cel ideał;
c) z tym celem powiązać konieczność podjęcia wysiłków niezbędnych dla osiągnięcia upragnionego celu;
d) obserwując ciągle i czujnie wysiłki dziecka, spieszyć z natychmiastową dobrze przemyślaną pomocą; aby dziecko nie zniechęciło się w swym dążeniu do przezwyciężenia trudności. (Nawrót złych dni u Romana). W pracy nauczyciela z dzieckiem trudnym naczelną sprawą jest stosunek nauczyciela do ucznia. Nauczyciel powinien odznaczać się nie tylko znajomością psychologii, ale musi go cechować szczerość, prostota i. serdeczne uczucie dla wychowanka, bowiem bez osobistego uczuciowego zaangażowania się nauczyciela nie może być mowy o nawiązaniu kontaktu z dzieckiem trudnym. Każde dziecko jest czułe na to, jak się do niego odnosi wychowawca, ale dziecko trudne jest szczególnie wrażliwe, a przezwyciężenie jego nieufności, niewiary, rozgoryczenia wymaga większego, niż u dzieci normalnych, zaangażowania uczuciowego i wielkiej niezłomnej wiary w dodatnie możliwości wychowanka.
W sposób wnikliwy pisze o tym Jerzy Zawieyski w swej noweli poświęconej dziecku trudnemu (w pojęciu jego najbliższego otoczenia), a w gruncie rzeczy dziecku głęboko nieszczęśliwemu.
Odwiedziny Prezydenta - to utwór, który powinien stać się nie tylko przedmiotem analizy literackiej, lecz przede wszystkim pedagogicznej. Nowelę tę powinien poznać i przeżyć każdy nauczyciel, któremu nie jest obojętne szczęście dziecka. Głębokie wzruszenie budzą trudności małego Jacka, powstałe w warunkach życia dziecka przeniesionego z "rozwalonego domu" dawnego zacisza rodzinnego do nowego zimnego "pośpieszniaka", do jakiego porównać by można świeżo zmontowaną po rozwodzie nową rodzinę Jacka. I podobnie jak ludzie w tych domach, w których- źle działające piece, krany i zlewy nie pozwalają na zadomowienie się, tak biedny mały. Jacek w nowej .rodzinie (w której babcia "Kicia" nie chce być babcią, a ukochany ojciec niecierpliwi się na sam widok syna przypominającego mu żonę z pierwszego małżeństwa) nie może odnaleźć swego, tak brutalnie zburzonego dziecięcego szczęścia. W noweli tej Zawieyski z dużym talentem ukazuje różne możliwości oddziaływania wychowawczego, krainy cierpienia i szczęścia dziecka, drogi i sposoby wejrzenia w dziwny sezam dziecięcej psychiki, tragiczne nieporozumienia powstające pomiędzy światem trzeźwej logiki dorosłych a przedziwną i prostą prawdą dziecka.
"Każdy musi mieć kogoś, kto go kocha" - objaśnia tę prawdę Jacek w swych zwierzeniach z rączkami owiniętymi wokół szyi dobrego doktora, który nie spieszył się nigdzie i miał tyle czasu dla Jacka, jakby za drzwiami nie czekali inni pacjenci.
A ten brak czasu, ciągła gorączka życia - to jeden z wielkich wrogów wychowania. Spokoju i czasu, i to dużo czasu wymaga proces kiełkowania i wzrastania wszystkiego, co powinno żyć, a więc także i tego, co chcemy zaszczepić w psychice dziecka.
Mały Jacek dzięki rozpaczliwe szukającej wokoło intuicji i fantazji dziecięcej odnalazł przedziwny kraj Wenderdycji, gdzie wszystko jest Dobre i Wesołe, a w kraju tym ukochanego Prezydenta Wenderdyka.
A przecież podobnie jak Jacek, tysiące chłopców i dziewcząt, tych bez swego miejsca w świecie, czy też tych, którzy poznali gorycz i rozterkę wewnętrzną, "gdy nie można postawić znaku równości między ukochanym a najlepszym", partyzanci i zaszczuci oraz wiele, wiele innych kapeluśników, których zwie się "dziećmi trudnymi" lub obelżywie "chuliganami" - szuka ciągle i namiętnie swego kraju Wenderdycji i swego Prezydenta Wenderdyka
Obawa i lęk budzi się w każdym, komu bliska jest sprawa dziecka, że wśród tego gorączkowego szukania stanie na drodze poszukującego tyrmandowski "Szaja" w swej nowoczesnej wiatrówce, z paczką "Sportów" proponowaną z uśmiechem aprobaty dla wszystkiego, co inni ganią. Szaja ukazujący młodym zapaleńcom kraj nocnych wstrząsających przygód, pozornie niewinnych, a przynoszących zyski, lecz w dalszej ponurej perspektywie zamknięty straszliwym zaułkiem w ciemnej piwnicy. Tam zaś sprawuje swój pełen nieopisanej grozy obrzęd zbrodni "pan i władca" tej krainy - "Kudłaty" o złowrogich zrogowaciałych rękach weterana-zbrodniarza i o nieprzeniknionej twarzy Filipa Merynosa, wielkiego reżysera zbrodniczej przygody dla osobistego zysku.
Często powtarzając slogany wychowawcze, ulegając jednostronnemu szkoleniu, zajęci pożyteczną nawet pracą społeczną zostawialiśmy nasze dzieci samotne w ich poszukiwaniu "kraju Wenderdycji".
Ten niewłaściwy stosunek do dziecka pogłębiał rozdźwięk w poglądach pedagogów na sprawy wychowawcze.
A jednak duch prawdziwej tolerancji, wynikający z uczciwości i szczerego humanizmu, a nade wszystko z miłości do dziecka, ukazać może i powinien drogi, na których spotykają się wszyscy wychowawcy otoczeni wspólną gromadką wychowanków patrzących im w oczy z miłością, zaufaniem i szacunkiem. Wiele myśli pedagogicznych, a szczególnie dotyczących zagadnień wychowawczych, nasuwają już choćby tylko te dwie wyżej cytowane pozycje naszej literatury współczesnej.
Ich tendencje i sugestie, w połączeniu ze zdobyczami, które niemal jako pewniki zarysowują się w świadomości wieloletniego wychowawcy - nie pozwalają pominąć milczeniem dwu jeszcze czynników, które w trudnościach wychowawczych mają istotne i zasadnicze znaczenie, tj. atmosfery środowiska i osobowości wychowawcy. Atmosfera środowiska, na którą tak bardzo wrażliwe są dzieci i młodzież – ma to samo znaczenie w wychowaniu, co powietrze dla zdrowia.
W atmosferze nie opromienionej wzniosłymi, jasnymi i niedwuznacznymi ideałami wychowawczymi, w której brak szczerej miłości dla dziecka, przesyconej nieopanowanymi namiętnościami palącymi się ustawicznie w nas na oczach dzieci - i przenikającymi w świat dziecięcy za pośrednictwem spojrzeń, słów, nagłych porywów radości, przemilczeń, depresji i smutku, wybuchów złości i rozpaczy, poprzez to wszystko, co nadaje wyraz naszej (nie deklarowanej wyraźnie, lecz doskonale odczuwanej przez dziecko) interpretacji życia - nie ma odpowiednich warunków dla normalnego rozwoju, dla wzrostu i dojrzewania moralnego dziecka i młodzieńca. W tej dziedzinie nie ma spraw mało ważnych. Wszystkie przejawy życia składają się na ten nieuchwytny, a tak ważny element wychowawczy: atmosferę środowiska. Ważnym jest więc spokój i ład życia rodzinnego, w którym dziecko nie jest spychane na ostatni plan, w którym nie czuje się ono przeszkodą w życiu, złem koniecznym: lub zaledwie tolerowaną siłą roboczą, w dodatku małowartościową. (Jacek w swej nowej rodzinie). Celowa organizacja czasu wolnego młodzieży, według jej upodobań i uwzględniająca właściwości rozwojowe, a nawet nasz sposób wysławiania się nie są obojętne dla atmosfery wychowawczej. Tyrmand wskazuje w Złym, że młodzież pozostawiona sama sobie organizuje w wolnym czasie wyścigi i współzawodnictwa wyrażające się w brutalnych napaściach na spokojnych przechodniów, którzy mieli nieszczęście stąpnąć na płytę chodnika, omaczaną kredą przez młodych uczestników zabawy jako nietykalną.
A terminy używane przez nas w mowie potocznej np. dotyczące stosunku do własności społecznej, do cudzej własności w ogóle. Zastępowanie takich wyrazów, jak ukraść, oszukać innymi jest dowodem wytwarzania atmosfery, w której toleruje się, tłumaczy i rozgrzesza przekroczenia i przestępstwa w tej dziedzinie. Podwędzić, buchnąć, zgrandzić, opylić, podiwanić itp., stale spotykane w rozmowach naszej młodzieży (opartych na rozmowach ludzi dorosłych) oznaczają jakąś brawurę, dzięki której sprytny i odważny - cwaniak, kozak, partyzant, kosynier zdobywa za pomocą sprytu i odwagi oraz pewnej dozy magicznego szczęścia (fart) jakieś dobra pożądane, a odebrane przygodnemu niedołędze życiowemu frajerowi, naiwniakowi, tj. człowiekowi mającemu zaufanie do otoczenia na podstawie własnych pojęć i zasad uczciwości. Wyeliminowanie tych niebezpiecznych słów - stręczycieli zła - to także jedno z ważnych zadań wychowawczych; które nie powinno być .pomijane przy żadnej okazji - włącznie z lekcjami poświęconymi ćwiczeniom słownikowym.
W świecie małych Jacków - pojęcia dobra i zła są jednoznaczne, a przedziwny i zawiły świat moralności dorosłych stanowi dla nich ponury i odpychający labirynt, da którego sami wchodzą niechętnie, lecz zostają tam wciągnięci przez dorosłych w sposób mniej lub bardziej brutalny zależnie od tego, jak daleko zabrnęli dorośli w labirynty podstępne, pełne fałszu i zdrad moralnych.
I tu nasuwa się zagadnienie wielkiego znaczenia osobowości wychowawcy. Problem przypominający znowu znaną i starą prawdę pedagogiczną, że wychowywać skutecznie może tylko ten, kto nie tylko sam jest "wychowany", ale nade wszystka stale, świadomie pracuje nad sobą. (Dlatego tak trudno o wychowawców "z prawdziwego zdarzenia", gdyż - jak powiedział Mickiewicz "Trudniej dzień dobrze przeżyć niż napisać księgę").
Wieloletni pedagodzy wiedzą, że między skutecznością oddziaływań wychowawczych a głębią i mocą własnego przeżywania tego oddziaływania przez wychowawcę zachodzi ścisła współzależność.
Siła naszego uczucia dla tego, co dobre, piękne i sprawiedliwe, współczucie dla tego, co żywe i cierpiące, twórcze pragnienie ładu i harmonii w każdej sprawie - to jest moc zdolna przekształcić osobowość wychowanka i warunkująca powadzenie w wychowaniu. Tylko człowiek aktywny (a nie bierny), walczący ustawicznie ze złem w sobie samym i w otoczeniu może pomóc drugiemu w jego walce wewnętrznej, może go do tej walki zmobilizować, ukazać drogę postępowania i utrzymać na niej.
W ten sposób powstaje żywy łańcuch powiązań i splotów oddziaływania wychowawczego, stanowiącego również pewien wewnętrzny probierz jego wartości, a jednocześnie szczególny urok pracy wychowawczej, tak dobrze znany na pewno tym, którzy (jak np. starsi instruktorzy harcerscy, harcmistrze) przeżywają swoją "drugą młodość" na obozach i w pracy z młodzieżą. "Za każdym krokiem w tajniki stworzenia coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia ... " mówi A. Asnyk - a dzieje się to w stopniu jeszcze większym, gdy przedmiotem naszej troski jest mało znana psychika, osobowość człowieka. I tu wymagana jest nie tylko chirurgiczna aseptyka - czystość, tj. uczciwość leczącego (wychowawcy), nie tylko jego inżynieryjna ("inżynierowie dusz") znajomość możliwości obiektu, ale nade wszystko konieczna jest twórcza siła uczucia żywionego dla tego, komu chcemy pomóc.
Dlatego rozpatrywanie zagadnień wychowawczych dotyczy nie tylko trudnych wychowanków, lecz w równej mierze i spraw wychowawców trudnych. Głębokie rozterki duchowe ludzi dorosłych --- wywołane w naszym kraju specyficznymi czynnikami: wojna, okupacja, trudny okres 12-lecia, walka z nędzą materialną - nie mogą wpływać kształcąco, a tym bardziej uzdrawiająco na wewnętrzne życie duchowe tych, co wchodzą w życie. Chuligaństwo młodocianych jest odzwierciedleniem wewnętrznych rozterek, bezładu, bezideowości, a często i niemoralności wszelkiego rodzaju wychowawców: rodziców, nauczycieli, ludzi, przygodnie oddziałujących na młodzież, pisarzy, artystów, a nawet prokuratorów i stróżów porządku publicznego, tj. milicji.
I ta prosta prawda musi być brana pod uwagę, gdy jest mowa o trudnościach dzieci trudnych. I nie walno pominąć jej (w imię sprawiedliwości) w żadnej trudnej sprawie wychowawczej, jeżeli diagnoza pedagogiczna ma być trafna, a leczenie i profilaktyka, słuszne i właściwe.
Z powyższego punktu widzenia obecny system szkolenia kadr nauczycieli, wychowawców nie spełnia swego zadania. Przygotowanie ich jest niedostateczne i dlatego kadry wychowawców są niezmiernie słabe.
A "pedagogizacja" rodziców? Wiemy, że "nie tędy droga", że w 12-leciu popełniono błędy, ale jak obecnie ustawić to ważne zagadnienie?
Bije się na alarm niemal "wypraw krzyżowych" w dziedzinie wychowawczej, ale wszystkie konkretne wskazówki, plany i zamierzenia pedagogiczne, przewidziane w :programach i instrukcjach udzielanych nauczycielom odgórnie, dyskutowanych wśród pedagogów, dotyczą głównie strony dydaktycznej. Wychowanie traktowane jest nadal marginesowo.
Pragnę wspomnieć tylko o jednej jeszcze sugestii, która nieodparcie narzuca się w utworach Zawieyskiego i Tyrmanda. Obaj myślą o szczęściu dzieci i młodzieży, pragną "aby w naszym mieście zapanowało wreszcie spokojne radosne życie" podobnie jak niegdyś Konopnicka, Prus i Sienkiewicz mobilizowali współczucie dla Antków, Janków Muzykantów czy dzieci z piwnicznych izb - tak, nasi współcześni pisarze ukazują drogi wielkiej kampanii społecznej o przybliżenie młodzieży szczęśliwego i jasnego "kraju Wenderdycji". A dotyczy to nie tylko dzieci, które los wyrzucił poza' obręb rodziny do domów dziecka, lecz również wszystkich "Józików, Jaśków i Franków", jakby je nazwał wielki humanista J. Korczak.
Kto może i powinien znaleźć się i wziąć udział w tej kampanii o szczęście młodzieży poprzez walkę ze światem przestępczym? Tyrmand ukazuje nam w Złym wielu ludzi dobrej woli, którzy obdarzeni są nie tylko serdecznym uczuciem, bystrą inteligencją, ale także ryzykują zdrowie, a :nawet życie, bo pragną zniszczyć czyhające na młodzież królestwo Kudłatych, Merynosów i Szajów. Autor Zlego niedwuznacznie wskazuje, że inicjatorem i wodzem tej walki z "chuliganerią", z młodocianym światem przestępczym nie może być np. porucznik milicji, nawet wtedy gdy naczelnym jego zadaniem jest walka z przestępczością młodzieży. Atmosfera bowiem jego gabinetu, gdzie przy naradzie nad sposobami walki trzeba zajmować "krzesło przeznaczone dla przesłuchiwanego”, nie sprzyja. nawiązaniu serdecznego kontaktu, niezbędnego w walce z wrogiem krajów Wenderdycji. Autorzy pozostawili tę kwestię otwartą. Czyż na to nieme wezwanie nie powinni odpowiedzieć wychowawcy i ci z domów rodzinnych, i ż domów dziecka, i ze szkół rozsianych w całym kraju?
Czyż nie mogłyby powstać przy szkołach "komplety opiekuńcze", takie "z prawdziwego zdarzenia", których działalność uzasadniałaby nazwę (osłaniającą dotychczas puste pojęcie), a złożone z ludzi, którym nie jest obojętne szczęście dziecka i nasza przyszłość narodowa.
Ambitnym hasłem takiego komitetu' byłoby: nie ma chuligaństwa w zasięgu naszego działania. Kwitnie natomiast radosny ogród dziecięcego szczęścia i młodzieńczej radosnej przygody, w którym - my dorośli nie jesteśmy mentorami, lecz uczestnikami przeżywającymi swoją "drugą młodość": serdecznymi druhami na obozach i biwakach, umiejętnymi instruktorami sportowymi, doświadczonymi przewodnikami na wycieczkach, wszechstronnymi nauczycielami w świetlicach, troskliwymi opiekunami w internatach. Jesteśmy wszędzie tam, gdzie "ponosi" młodzież jej "wiek męski", jej ideały młodzieńcze, jej nienasycony głód postępu.
I dumą takiego komitetu byłaby dobrze zorganizowana przy danej placówce naukowo-wychowawczej drużyna zreorganizowanego ZHP, tej organizacji skupiającej "ludzi od lat dwu do stu". jej ideały, a także metody wychowawcze. "Gabinet" zaś komitetu dobrze wyposażony zawierałby, oprócz biblioteki dobranej zgodnie z zasadami humanizmu i uczciwej tolerancji, jeszcze i takie "eksponaty", jak rowery, sprzęt sportowy, instrumenty muzyczne, warsztaty stolarskie i namioty, rekwizyty i kostiumy teatralne, które są równie ważne dla wychowania, jak kompas, lupy czy mikroskop dla dydaktyki. Skąd wziąć środki na "wyposażenie" takiego gabinetu?
Kto widział, z jakim entuzjazmem .witają ludzie drużynę harcerzy czy zuchów (teraz po reorganizacji ZHP), ten wie, że znajdą się materialne możliwości stworzenia dzieciom i młodzieży wytęsknionego przez nich kraju, w którym (jak to określa Zawieyski) "wszystko jest Dobre i Wesołe".
A wtedy zmaleje i utraci swą złowróżbną moc trujący urok świata "Merynosów i Kudłatych", gdyż Szaja wędrujący z zagadkowym uśmiechem i swoją paczką "Sportów", nie znajdzie już więcej spragnionych mocnych wrażeń, zakapturzonych nihilizmem i cynizmem adeptów nocnych "odpraw" w ruinach, zaułkach, czy niewykończonych budowlach, do których uczciwy, spokojny człowiek boi się zbliżyć.

 

SPIS TREŚCI
1. Przedmowa
2. Aktualna sytuacja wychowawcza, jej przyczyny i skutki: Trudności wychowawcze dziecka w rodzinie i w szkole.
3. Dzieci trudne w mojej praktyce pedagogicznej
4. Analiza przykładów
5. Wnioski