Przykład 6

Z Wojtkiem poznałam się w nowej szkole, w podgórskiej wiosce Buczyna, dokąd przybyłam po 17 latach pracy w Wiklinach. Wojtek pochodzi z rodziny byłego fornala dworskiego, który w czasie reformy rolnej otrzymał 2 ha ziemi i od 1945 r. ciągle się buduje. Nie ma jeszcze wykończonej izby mieszkalnej, a zabudowania gospodarskie Wojtkowego ojca "budują się i budują" według płaczliwego określenia mojego małego "bohatera".
W roku szkolnym 1955/56 Wojtek był uczniem kI. IV. Zawsze nastroszone, długie, niezbyt czyste, jasno lniane włosy przy sinobladej twarzyczce wywoływały wrażenie, że chłopiec jest ciągle zmarznięty, tym bardziej, że ubranie Wojtka było dziurawe i w strzępach. Toteż ilekroć Wojtek wychodził z ławki do tablicy, klasa zaczynała chichotać, a następnie uciecha stale wzrastała, aż w końcu głośnemu śmiechowi wtórował niedołężny płacz Wojtka, mówiącego coś niedorzecznie przy tablicy i oskarżającego całą klasę a to, że dziś nic nie umie. Nauczycielki patrzyły na małego delikwenta z politowaniem, pobłażaniem i pewną dozą odrazy, jaką się ma dla upośledzenia, na które nie ma rady. "No, idź, idź na miejsce" - mówiły zwykle litościwie do chłopca stawiając mu jednocześnie dwójkę w dzienniku. Nowo przybyłej kierowniczce wyjaśniały: "Jest nienormalny, ma takie jakieś napady, nie chce chodzić do szkoły, sam do siebie mówi po drodze, wyrządza szkody w polu, przeklina, złości się, bije małe dzieci i jest strasznie brudny. Jak mu co strzeli da głowy, to np. w czasie lekcji może wyskoczyć do ogródka przez okno, obraża się o byle co, bierze wtedy książki i bez słowa idzie w «świat», na pola lub łąki i żadna siła nie może go zawrócić. Po prostu ucieka przed każdym zbliżającym się człowiekiem, a jeżeli go kto zatrzyma, płacze w głos i nie chce wrócić ani do domu, ani do szkoły. W zbliżających się do niego rzuca karmieniami". Kiedy zaplanowaliśmy wycieczkę do Krakowa, koleżanki-nauczycielki nadmieniły: "Tylko niech pani Wojtka nie bierze przypadkiem na wycieczkę. Jeszcze rzuci się pod tramwaj, bo nie wiadomo, co może strzelić mu do głowy, albo gdzie ucieknie". Postanowiłam jednak zabrać chłopca. Z trudem przełamałam opór domu i szkoły (jeśli chodzi o nauczycielki). Nawet siostra Wojtka, uczennica kI. VII, zastrzegła się z góry, że ona nie bierze odpowiedzialności za zachowanie brata w czasie wycieczki. Pod pretekstem, że trzeba przygotować się do fotografii potrzebnej do legitymacji, zaprosiłam Wojtusia do domu. I tu przyczesując włosy przed lustrem w pośpiechu, mówiłam jakby od niechcenia: I ty musisz się przygotować, trzeba włosy trochę przygładzić i zbliżywszy się z grzebieniem, starałam się doprowadzić do ładu zwichrzoną czuprynę Wojtusia. Dodałam przy tym swobodnie:
"Jak to dobrze, że ciebie można zaczesać tak, jak wszystkich chłopców, bo mojego Jasia muszę czesać na prawą stronę, ponieważ ma taki »wicherek« włosów, że nie można go ··ładnie ułożyć". Wojtuś obserwował mnie w milczeniu i ze zdumieniem. Po chwili rzekł: "Ja też znam takiego chłopaka, co ma taki »wicherek«, a w klasie IV widziałem go u Józka". Rozmawialiśmy zupełnie swobodnie. Okazało się, że Wojtuś jest spostrzegawczy: gdyż Józek miał rzeczywiście "taką jakby łysinę na- drugą stronę", jak to określał Wojtuś. .
Zabrałam Wojtusia na wycieczkę. Powierzyłam go opiece moich synów i starszych uczniów. Zresztą starałam się zawsze mieć go na oku. W drugim dniu pobytu w Krakowie Wojtek ciężko zachorował, Temperatura podniosła się do 39,8°. Koleżanki-nauczycielki tryumfowały, przypominając: "A nie mówiłyśmy".
Po zbadaniu sprawy okazało się, że gorączka pochodziła z niestrawności. Zaaplikowawszy odpowiednie pigułki i ziółka rozmówiłam się z Wojtusiem, który przyrzekł, że będzie spokojnie leżeć, gdy my pojedziemy do Wieliczki. Wycieczka udała się.
Wojtuś stracił tylko możliwość zwiedzenia Wieliczki, ale był w kinie, widział Kraków i jego zabytki oraz Nową Hutę. Wróciliśmy bez przygód. Od tej chwili, dzień po dniu zdejmowałam wraz z Wojtkiem znamiona "głupoty" i nienormalności narzucone mu przez środowisko, w którym zaszczute dziecko czuło się jak wyrzutek, nie mogąc się obronić przed ciągle śmiejącą się, podpatrującą i litującą się grupą rówieśników i starszych. Nie było to łatwe ani nie przyszło od razu. Chodziło przecież o to, żeby Wojtek odnalazł siebie i odzyskał wiarę w swe najlepsze możliwości. Chodziło o to, aby zechciał te możliwości uaktywnić. Bez jego udziału nie sposób było coś zdziałać dla rozwoju jego osobowości. Można było tylko pedagogizować środowisko, by zechciało w dziecku tym dojrzeć normalną psychikę całkowicie rozumnego, zdolnego, a tylko bardzo nerwowego chłopca, który wzrastając w nieodpowiednich warunkach domowych (ustawiczny nieład, ciągły chaos budowy) nie mógł odnaleźć właściwego dla siebie miejsca.
Dziś Wojtek jest uczniem klasy V. Dzieci w klasie i całej szkole zapomniały już o tym, że może on uciekać z lekcji, że trzeba go traktować wyjątkowo i pobłażliwie. Przeciwnie, gdy Wojtek nie, odrobi zadania albo coś zbroi, domagają się wyciągnięcia takich samych konsekwencji, jak i w stosunku do innych uczniów. Wojtek wyraźnie lubi tę postawę kolegów. Zostawiony za karę dla odrobienia lub dokończenia zadania domowego, nigdy nie ucieka ze szkoły. Skończyły się także jego śmieszne, dziecinne, głośne wybuchy płaczu.
Wizytacja, która miała miejsce w listopadzie ubiegłego roku, stwierdziła, że Wojtuś wyróżnia się swoimi wiadomościami z rachunków, zaś na imprezach szkolnych ludzie podziwiają jego dźwięczny glos i inteligentną interpretację wierszy. Dawniej w drodze ze szkoły do domu opowiadał sobie "niestworzone rzeczy", obecnie wyzwala swoją potrzebę aktorstwa dziecięcego ucząc się zadanych wierszy i recytując je wzorowo na lekcjach lub scenie.
Wojtuś bardzo lubi przedstawiać. Potrafi jednak odróżnić iluzje od rzeczywistości, nie ucieka już od życia, przestał być szczutym, głupim i nieporadnym popychadłem. Dziś nie musi uciekać od życia w świat iluzji. Teraz Wojtek mówi do ojca:
"Szkoła jest fajna, a najlepsza pani kierowniczka, choć najwięcej na mnie krzyczy". Wszyscy wiedzą, że Wojtek jest jednym z najinteligentniejszych chłopców w szkole. Ojciec wyraża szczerą wdzięczność kierowniczce. Wojtek zbiera czwórki i piątki,. a jego coraz schludniejszy wygląd i uśmiechnięta twarz normalnego dziecka są nagrodą milą dla tych, którzy podjęli trud zdjęcia piętna "głupoty" z normalnego dziecka.