AKTUALNA SYTUACJA WYCHOWAWCZA, JEJ PRZYCZYNY I SKUTKI.
TRUDNOŚCI WYCHOWAWCZE DZIECKA W RODZINIE I W SZKOLE


Z dziećmi trudnymi spotykałam się na wszystkich placówkach mojej 26-letniej pracy pedagogicznej. W tym okresie w naszym kraju dokonywały się poważne zmiany o niezwykłym znaczeniu historycznym.
Dzieci trudne pozostały w mojej pamięci, jako sygnały niewłaściwego systemu wychowawczego. Przesuwają się przed moimi oczami migawki faktograficzne, ukazujące dziecko z gestem obronnym, zasłaniające się trwożliwie i bezradnie przed uderzeniami sił niewspółmiernych z bezbronnością dźwigającej się ku słońcu małej roślinki, samotnej wśród huraganów i burz.
"Samotne dziecko" - a przecież zasady socjalizmu głoszą, iż czynnikiem. podstawowym w każdym działaniu jest człowiek, jego charakter, umiejętności, inicjatywa, zapał i poświęcenie; że wychowanie (jedna z naczelnych tez. pedagogiki) decyduje o wartości jednostki ludzkiej, o jej osobowości.
Zdawać by więc się mogło, że problem wychowania młodego pokolenia, zwłaszcza w ustroju socjalistycznym, powinien być dla pedagoga sprawą najważniejszą. Czy jednak rzeczywiście tak było?
Praktyka pedagogiczna wykazuje, że właściwy system wychowawczy działa zarówno uzdrawiająco, jak i profilaktycznie, zwłaszcza w odniesieniu da dziecka trudnego.
Ale szkoły nasze uczą raczej niż wychowują. Stąd ustawiczne skargi pedagogów, że młodzież jest coraz trudniejsza. Realizacja programów przesłania nauczycielom żywą osobowość dziecka tak dalece, że wszelkie konflikty wychowawcze w szkole traktowane są przez wychowawców jak niespodziewane przeszkody w "świętej walce" o niestracenie ani jednej minuty z procesu lekcyjnego w 45-minutowej "jednostce produkcyjnej".
Jak od uprzykrzonej muchy opędzają się zadyszani w swej gorliwości wykładowcy-nauczyciele (zresztą rzeczywiście przepracowani i zmęczeni) od spraw indywidualnych i przejawów życia szkolnego o charakterze li tylko wychowawczym, zwłaszcza, gdy są one zabarwione ujemnie łub mają przestępczy charakter. Padają rzucane w przejściu i mimochodem zdawkowe slogany-upomnienia: "Żeby mi tego więcej nie było"; "Wstyd, wstyd, przeproś i popraw się" lub okrzyki zdziwienia, oburzenia, którym towarzyszy pełne determinacji: "Co z ciebie wyrośnie?"
Takie plasterki nakłada się w pośpiechu na odkryte i częsta jątrzące się rany, taka jest odpowiedź na skrzywienia i wypaczenia psychiczne: czy moralne młodzieży. Szybko likwiduje się ogniska zapalne natury wychowawczej, byle tylko nie zabierały drogocennego czasu, przeznaczonego na nauczanie, bowiem ono tylko jest kontrolowane i oceniane przez władze szkolne. Ono bowiem jest uchwytne i wyraźne. A wychowanie? Byle uniknąć w szkole przykrych incydentów, byle w szkole był spokój. A poza szkołą..., a potem..., w przyszłości..., to mniej ważne, bo mniej lub wcale nie obciąża odpowiedzialności nauczyciela.
A tymczasem życie stwarza coraz więcej trudności, wobec których wchodzące w świat dorosłych dziecko staje bezradne. Rodzina nie spełnia już tej roli wychowawczej i opiekuńczej, jaką sprawowała dawniej. Ojciec i matka zajęci pracą zarobkową, udzielający się ponadto w różnych organizacjach politycznych lub społecznych, nie mają ani czasu, ani równowagi psychicznej nieodzownej dla spraw wychowania dzieci, dla wnikliwego wejrzenia w konflikty ich życia wewnętrznego, radości, smutki i wątpliwości. Jeżeli więc również i szkoła usiłuje zrzucić z siebie jako dodatkowy, zbędny balast obowiązek wychowania dziecka, to nic dziwnego, że wśród trudności ponad siły i słabej jeszcze odporności układu nerwowego - dziecko nawet zupełnie normalne staje się z czasem "dzieckiem trudnym", aspołecznym. Osamotnione albo zatraca radość życia, albo pojmując je opacznie szuka niedozwolonych rozrywek, otoczeniu zaś przysparza kłopotu. Staje się trudne - utrudnia życie innym.
Traktując dzieci trudne- jak to już sam przyjęty dla ich określenia termin wskazuje - jako przeszkodę w całokształcie pracy wychowawczej i dydaktycznej w szkole, uważając je "za plagę egipską" i niemal "dopust Boży" dla danego nieszczęsnego pedagoga i całej grupy uczniów, gubimy istotę zagadnienia "dzieci trudnych", a mianowicie, że są one podobnie jak ból w żywym organizmie (wspomniałam już o tym na początku) dowodem słabości systemu wychowawczego lub stosowania niewłaściwych metod, które zamiast pobudzać i wyzwalać twórczą energię tkwiącą w strukturze psychofizycznej' dziecka - hamują ją. "Chuligan, chuligaństwo" - to jedyne wyjaśnienia trudności wychowawczych, a określenia te świadczą a biernej postawie nauczyciela wobec plagi społecznej, która utrudnia mu spełnianie "czynności zawodowych". Pedagodzy oburzeni są, że taki właśnie "materiał" kieruje się do szkoły. O tym, że trzeba traktować problem chuligaństwa jako głębokie i groźne objawy i w związku z tym dążyć przede wszystkim da poznania ich od strony psychologiczno wychowawczej, aby następnie oddziaływać leczniczo i profilaktycznie - pedagodzy zdają się zapominać. Nie uświadamiają sobie, że szkoła, w której kwitnie chuligaństwo, to nie tylko placówka pozostająca w trudnym środowisku wychowawczym (jak to się zawsze określa), ale to również szkoła, która zaniedbała właściwą pracę wychowawczą. Bowiem praca ta musi być poparta znajomością psychiki dziecka, jego pozycji w środowisku, a zwłaszcza w życiu rodzinnym. O takiej szkole można powiedzieć, że zapomniała o zasadzie indywidualizacji, a nade wszystka o znaczeniu aktywności dziecka. Trudności walki z chuligaństwem w szkole, jak również i społeczeństwie wynikają przede wszystkim z tego, że młodociani przestępcy wykazują wiele inwencji, pomysłowości, odwagi, lubią ryzyko.
I tu należy przypomnieć starą jak świat maksymę pedagogiczną, że cechy psychiczne służące złu, mogłyby również służyć dobru, gdyby zostały właściwie skierowane, gdyby pobudki wyzwalające energię i inwencję młodzieży były dobre, uczuciowo bliskie i porywające, a tym samym mobilizujące twórcze możliwości dziecka.
Tymczasem wiele naszych szkół zbyt mało uwagi zwracało na sprawy wychowawcze. Po prostu często przekazuje się werbalnie i nudnie pewną dozę wiedzy. Twórczą zaś aktywność dziecka, będącą źródłem jego radości, pobudzają czynniki przypadkowe: koledzy ze szkolnej ławy czy z ulicy, domownicy, krewni, sytuacje wymagające od dziecka natychmiastowego działania.
Pozostawiając emocjonalną sferę psychiki dziecka w procesie nauczania w uśpieniu, pozwalamy, by obudziła ją ulica i wszelkie nieodpowiedzialne czynniki, niesprzyjające szczęściu dziecka. Nieumiejętnymi, nieprzemyślanymi metodami wychowawczymi psujemy nawet dobre w intencji działania wychowawcze, zaprzepaszczając pozytywne możliwości dziecka.
Podejmując temat dotyczący pracy nauczyciela z dzieckiem trudnym, nie mam zamiaru przytaczać typowych przykładów, a tym mniej podawać "recept" wychowawczych z własnej "apteczki" doświadczenia pedagogicznego. Właśnie bowiem praktyka, życie szkoły nauczyły mnie, że przestrzeganie zasady indywidualizacji jest (prócz zasady aktywności) jednym z naczelnych postulatów i warunków powodzenia w pracy wychowawczej z dzieckiem trudnym. Padając kilka przykładów pracy z dzieckiem trudnym, pragnę wskazać:

  1. tło, na którym ujawniała się dana trudność wychowawcza;
  2. przebieg obserwacji dziecka prowadzonej" przez nauczyciela, ze szczególnym uwzględnieniem momentu poznania źródeł trudności oraz zarodków zdolności lub innych walorów psychicznych, które mają pobudzić dziecko do aktywności w pracy nad przezwyciężaniem trudności;
  3. sposoby zdobywania zaufania dziecka trudnego;
  4. zharmonizowanie dziecka z grupą, ze środowiskiem;
  5. perspektywę dalszego rozwoju linii wychowawczej.

Organizacja pracy w szkole z podziałem na godziny lekcyjne nie zawsze pozwalała na zachowanie ciągłości oddziaływania wychowawczego. Częste zmiany na stanowiskach wychowawców, przerzucanie dziecka trudnego. z jednego zakładu wychowawczego (czy szkoły) do innego, utrudniały również uchwycenie całokształtu oddziaływań wychowawczych, a przede wszystkim obserwację ich skutków w życiu wychowanków. Toteż niektóre przykłady opisane przeze mnie są tylko ilustracją poszczególnych fragmentów tej pracy. Przy wyborze przykładów spośród licznych dzieci trudnych, mających, ”prawo obywatelstwa w mych wspomnieniach", kierowałam się przede wszystkim wyrazistością sylwetek zachowanych w mojej pamięci, aby oddać wiernie okoliczności, które towarzyszyły oddziaływaniu pedagogicznemu (jeden tylko opis jest zaczerpnięty z obecnej mojej pracy).